Eros, Tanatos, kierunek Wilanów

O proszę, czyli happy end, uśmiechnęłam się, mijając ją na Chmielnej. Czy jednak poza filmami istnieją naprawdę szczęśliwe zakończenia? Czy raczej radosne trwania, upajające wyrywki, domknięcia etapów, nowe, pełne nadziei początki? Natknęłam się na nią przypadkiem. Też szła do kina, otulona płaszczem, te błyski blond włosów spod wielkiej czapki. O! Zaskoczone wymieniłyśmy spojrzenia. Była jakaś miękka, łagodniejsza niż wtedy, płynęła ulicą, jej „cześć” wybrzmiało bez złości. Uśmiechała się, trzymając chłopaka za rękę. W kącikach ust miała spokój. Wciąż pamiętałam nasze rozmowy o wszystkim – od ćpania po sens istnienia.

– Niektórzy w życiu są tylko na chwilę – utkwiło mi w pamięci. Czyje to było zdanie? Hm, nieznajomej studentki. Studentki na oko, czy może bardziej na ucho – siedziała za mną kiedyś w 519 – Niektórzy są tylko na chwilę…

– No są, a później ich nie ma – odparła wtedy jej koleżanka – I niby trzeba docenić.

–  No trzeba… Pamiętasz tego typa ze Stanów, co był tu na wymianie?

– Ten z lata?

– Tak, tak – stwierdziła – Mój najlepszy związek. Bo chuj, nie bałam się tego, że mnie może zranić, to było najdojrzalsze na świecie, nawet jak się kłóciliśmy, byłam w stanie się przyznać do błędu. Nic do stracenia, nie było czasu, nie było się też co bać, przecież to i tak było tylko na chwilę, przecież to i tak miało się skończyć.

Minęliśmy przystanek Dolna.

– Mogłam wejść w tę miłość – mówiła – Choć przecież byłam spanikowana. Nie to, co w życiu, człowiek zwleka, nie wiadomo, a może to jeszcze nie to, w życiu można normalnie przeciągać, lawirować jakoś, żeby się nie odsłonić. I żeby tylko nie popełnić błędu. A tam, chuj, te bilety, przecież do Chicago i tak miał już dawno kupione. Miał zaraz wrócić z wymiany. Nie było sensu się bać.

Przystanek: Mangalia.

Wychodząc, zerknęłam na nie ukradkiem. Siedziały. Jedna w kurtce w panterkę, druga w wojskowej parce.  Patrzyłam na nie wzrokiem tej dziwnie dorosłej kobiety. Kobiety w płaszczu z wełny parzonej, osiemdziesiąt procent. Dzieliło nas dziesięć, może osiem lat. I – autobus kończył kurs na Wilanowie – pewnie kilka przystanków. Jednak w ich wieku wciąż się jeszcze zdawało, że życie – w przeciwieństwie do wymiany tego studenta ze Stanów – że życie się nigdy nie skończy.

Autobus ruszył, ucichły, utkwiły spojrzenia w telefonach. Wysiadłam, a one pojechały dalej. Wpatrzone w ekrany ze spokojem takim, jakby życie nie było też tylko na chwilę.

 

Post Author: Gocha Pawlak

Zawodowo zajmuję się psychologią, w wolnym czasie - zdjęciami i kinem. Tutaj piszę o tym, co polecam - kulturalnie i turystycznie.